I. Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw samego siebie

Z tego co dotychczas powiedzieliśmy o przypowieści Jezusa o synu marnotrawnym wynika, że obaj synowie nie są do końca świadomi swojego problemu. Wiedzą jedynie, że czują się źle, przyczyn tego szukają jednak w ojcu. Każdy z innego powodu. Zobaczmy, zatem, jak każdy z braci próbuje sobie poradzić z własnym problemem.

            Rozpatrzmy najpierw postawę młodszego syna. W jaki sposób próbuje on wyrazić swoje złe samopoczucie i „uzdrowić się”? Młodszy syn za wszelką cenę nie chce ujawnić swej bezradności i dlatego zakłada maskę „twardego człowieka”. Może spotkaliśmy kogoś takiego w naszych rodzinach, a może w nas samych żyje także „młodszy syn”. Chodzi o taki typ człowieka, który na zewnątrz chce manifestować, że jest panem siebie, dlatego potrafi być twardy dla innych, dominujący i samowystarczalny.

            W przypowieści Jezusa domaga się on i faktycznie zagarnia swoją część majątku, do czego nie miał prawa przed śmiercią swego ojca. Było to posunięcie wedle ówczesnego prawa bardzo drastyczne. Uważa on jednak, że za wszystkie swoje błędy i pomyłki odpowiadają inne osoby lub okoliczności. Siebie natomiast widzi w niezmiennie pozytywnym świetle. Należy on do gatunku ludzi, którzy uważają, że „nigdy się nie mylą”. Wszystko to po to, aby potwierdzić swoje poczucie wartości i pewności siebie, której tak naprawdę nie posiadał w sobie. Bo patrząc głębiej zauważamy, że pod zewnętrzną powłoką kryje się zalęknione, kruche i nieporadne dziecko. Jego ostentacyjne zachowanie jest rodzajem maski, które zasłaniają jego głęboki problem wewnętrzny,  a mianowicie niepewność siebie.

Jego odejście z domu, to w rzeczywistości próba ucieczki od siebie samego, od swych frustracji. Próbuje on desperacko odnaleźć nowe życie, aby odciąć się od swoich dotychczasowych korzeni. Ale przecież zawsze jest tak, że „odchodzący z domu” zabiera w „nowe życie” samego siebie z tym wszystkim, czym jest, z całym swoim dotychczasowym życiem, z całą swoją historią. Dlatego finał takiej ucieczki jest zawsze taki sam. Oddają to słowa Jezusa: „Zabrał wszystko i roztrwonił majątek”.

Tak naprawdę problem młodszego syna polega na tym, że pomimo demonstrowanej na zewnątrz twardości i pewności siebie, tak naprawdę boi się on samego siebie. Boi się – bo siebie nie zna. Nie rozumie, że spychając prawdę o swojej słabości w głąb siebie, pogłębia negatywny obraz siebie.

            W tym miejscu postawmy sobie przed Jezusem i zadajmy sobie pytanie: Jakie cechy młodszego syna odnajduję w sobie? Pytajmy szczerze i cierpliwie. Dajmy sobie odpowiednią ilość czasu na odpowiedź. Szukajmy jej na modlitwie – razem z Jezusem.

            Wpatrujmy się teraz w starszego syna. Również on przeżywa uczucie głębokiego niezadowolenia. On także, żyje w poczuciu braku własnej wartości i pewności siebie. W jaki sposób on z kolei próbuje rozwiązać poczucie wewnętrznego niedowartościowania?

            Wbrew pozorom, on także, podobnie jak młodszy syn, wybrał drogę ucieczki. Ucieka jednak w inny sposób niż jego młodszy brat. Nie ucieka z domu, ale ucieka w siebie. Przyjął rolę poddanego i uległego we wszystkim. Była to jednak uległość chora – niewolnicza, której ojciec wcale nie oczekiwał. Jego służba w domu ojca nie czyniła go wolnym i radosnym.

            To prawda, starszy syn był uległy i dużo pracował. Nie potrafił jednak cieszyć się swoim życiem i misją, jaką miał do spełnienia. Dlatego czuje się pokrzywdzony na wieść o wyprawieniu przez ojca uczty dla jego młodszego, marnotrawnego brata. Gdy ojciec wyszedł do niego, wylał swoje żale: „Ot tylu lat ci służę, ale mnie nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi”. Widać, że nie czuje się wolny i kochany. Więcej, postrzega siebie jako kogoś gorszego, ofiarę losu. Tak przeżywa swą codzienność w domu ojca, gdyż nie potrafi dostrzec w sobie ukochanego dziecka ojca.

            Starszy syn jest klasycznym symbolem postawy człowieka świadomego swego poczucia niskiej wartości. Ale trzeba natychmiast zaznaczyć, że to poczucie, podobnie zresztą jak i u młodszego syna, nie ma oparcia w rzeczywistości, w prawdzie. Jest ono oparte na wewnętrznym, niszczącym obu braci kłamstwie. Dlatego obaj bracia nie są w stanie rozeznać przyczyn swego wewnętrznego stanu.

            Nasze rozważania zamieńmy w osobistą modlitwę. Jakie doświadczenie wywołuje we mnie zachowanie starszego syna? Czy odnajduję w sobie którąś z jego cech? Na czym opieram poczucie własnej wartości? Patrząc na dwóch synów, pytajmy siebie: Czy w moim życiu nie zakładam masek? Co najbardziej staram się ukrywać przed innymi?

           Obaj braci żyją z zaniżonym poczuciem własnej wartości. Ich obraz siebie nie jest jednak zgodny z prawdą. Nie dostrzegają własnej wartości, ponieważ nie dostrzegają, że są kochani przez swego ojca – Boga Ojca. A prawda o nas jest taka, że mamy taki obraz siebie, jaki nosimy w sobie obraz Boga. Odnajdując kochającego Boga, odnajdziemy prawdziwy obraz siebie. Poznawanie siebie przez poznanie prawdziwego obrazu Boga jest szczególną drogą uzdrowienia. Tą drogą podążymy na kolejnych spotkaniach.