II. Rozwój duchowy przez Prawdę, Dobro i Piękno.

W podróży do Boga, która powinna być ciągłym rozwojem, jak o tym mówiliśmy miesiąc temu, można wyróżnić trzy charakterystyczne typy podróżników. Jedni poszukują Boga jako Prawdy, inni jako Dobra, a jeszcze inni jako Piękna. Oczywiście, mówimy tu tylko o pewnym modelu, który u jednych może się dobrze sprawdzić a u kogoś innego niekoniecznie. Tym niemniej, spróbuj dopasować do siebie, lub do dobrze znanych ci osób te powyższe trzy typy, a zauważysz być może, że ty sam i większość znanych ci ludzi dobrze pasuje do jednego lub dwóch z tych kategorii.

            Zajmijmy się najpierw Bogiem jako Prawdą. Są osoby, których pociąga Bóg jako Prawda. Są one bardziej spokojne, metodyczne i ciekawe świata, aniżeli inne. Uwielbiają pytać i wgłębiać się w problem. Rozkoszują się omawianiem swych przemyśleń z innymi. Ludzie ci czują wołanie Boga, ponieważ jest On samą Prawdą, nieskończoną Istotą, która po prostu jest. Każdy z nas winien być, choćby w jakiejś części, takim poszukiwaczem Prawdy. Jeżeli nie będziemy poszukiwaczami Prawdy, to możemy mieć duży problem z prawidłowym rozeznawać zła, które często chytrze ukrywa się, pod postacią dobra i możemy dać się wyprowadzić w pole.

            Św. Tomasz z Akwinu należał z pewnością do kategorii ludzi wzywanych przez Prawdę. Jego osobowość pasuje do opisu tego typu, a jego poszukiwanie Prawdy zakończyło się sukcesem. Dochodzi do Prawdy na podstawie rozumowych domysłów, tworząc genialne dzieło, które inspiruje do dnia dzisiejszego. Ale na szczęście, w najważniejszym momencie swego życia przekroczył tylko rozumowe dociekania i doświadczył osobiście Boga jako żywej Prawdy. O swej twórczości filozoficznej, po spotkaniu z Bogiem Żywym złożył wstrząsające wyznanie: „To słoma, to tylko słoma”. Uniknął w ten sposób niebezpieczeństwa, jakie czyha na wielu ludzi podążających tą drogą. Są to bowiem ludzie, którzy kochają nieustanne dywagacje i poszukiwania, w których mogą się tkwić do końca swego życia i nigdy nie spotkać się z żywym Bogiem. Wiemy, że nieustanne krytyczne kwestionowanie jest charakterystyczne dla wieku młodzieńczego, z którego powinno się kiedyś wyrosnąć. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ciągłe poszukiwanie i krytykowanie może zagłuszyć głos żywej Prawdy. Przykładem takiego zagubienia był słynny swego czasu filozof Bertrand Russel, zapalony poszukiwacz prawdy, który, jak sam stwierdził, dotknięty został kiedyś przez Boga, ale odwróciwszy się od Niego w ciągłych krytycznych poszukiwaniach, zmarł jako wróg religii i wiary.

            Powiemy teraz o pojmowaniu Boga jako Dobra. Ci, którzy poszukują Boga jako Dobro, stają się błyskawicznie najbardziej kochanymi i uczuciowymi ludźmi. Człowiek przepełniony Dobrem najlepiej potrafi przekazywać innym Bożą miłość, dlatego potrafi skupić wokół siebie wiele osób, spragnionych Bożego ciepła. Cechuje go pewna bezbronność, która pozwala mu bardziej otworzyć się i zawierzyć innym osobom. Jest przez to bardziej współczujący, wylewny        i radosny. Często jednak cierpi, ponieważ inni mogą wykorzystywać jego łatwowierność i manipulować nim, oszukiwać go, a nawet zdradzać. Jeszcze inni potrafią cieszyć się z jego wykorzystywania. Grzechy poszukiwaczy Dobroci mają charakter przypadkowy, nie są wynikiem świadomego planowania. Często wynikają ze słabości lub naiwności. Jeżeli taka osoba pozostanie nadal wierna w dążeniu do Dobra, będzie spontanicznie i bezinteresownie angażować się w wielką służbę Bożemu dziełu.

            Taką osobą był święty Franciszek z Asyżu. Bonawentura opisuje go jako wspaniałomyślnego, pogodnego i współczującego, nawet już w młodości. Swoją postawą pełną uroku porwał tysiące młodych ludzi i można powiedzieć, że zmienił bieg historii Kościoła w wiekach średnich. A jednak życie św. Franciszka to także historia zdrady i manipulacji. Miał bowiem w sobie więcej prostoty gołębia niż przebiegłości węża. A przecież Jezus naucza: „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie (Mt10,16)”. Łatwowiernie wyraził zgodę na wybór swego najgorszego wroga na generała zakonu, który wypaczył Franciszkowe idee jeszcze za jego życia. Dlatego Franciszek umierał ze smutkiem w sercu. Dzieje się tak, ponieważ opisany typ człowieka wszędzie i we wszystkim dostrzega Dobrego Boga, a nie dostrzega zła czającego się także głęboko w człowieku. Wtedy, pod wpływem ogłuszającego rozczarowania bywa kuszony, jak proboszcz z Ars, do ucieczka od swego dotychczasowego zaangażowania.

            Jeżeli jednak zjednoczy się z Jezusem ukrzyżowanym, potrafi przetrzymać każde odrzucenie, lekceważenie i oczernienie, a jego życie przyniesie wielkie owoce dla niego samego jak i dla wielu otaczających go ludzi, których pociągnie swoją dobrocią do Chrystusa.