VI. Uzdrowienie serca – Najgłębsza warstwa naszego „ja

            Przed nami ostatni etap poznawania siebie: poznanie i uzdrowienie naszego serca. Przejście tego etapu często jest procesem długotrwałym.Musimy pozwolić Ojcu dotrzeć do naszego serca, które jest epicentrum naszej świadomości, naszego myślenia i odczuwania. Jest miejscem naszych decyzji. W naszym procesie poznawania siebie, „warstwę serca” odkrywa się najdłużej.

            Pierwszym warunkiem do wejścia na drogę uzdrowienia serca jest uwolnienie się od stosowania przymusu wobec siebie i innych. Co to znaczy? Miłość bez wolności nie rozwinie się w ludzkim sercu. Ojciec choć wiedział o tym i choć cierpiał widząc odchodzącego młodszego syna, nie mógł mu przeszkodzić. Nie mógł go zmusić do pozostania. W ten sposób ojciec przypomina nam, że do miłości nie można przymuszać. Nieraz stosujemy subtelne metody przymusu wobec siebie i innych. Bóg nie manipuluje człowiekiem. Zdolność do miłości, do dawania siebie może zrodzić się tylko w wolnym sercu. Jeśli wielu ludzi nie odkryło w sobie miłości, to dlatego, że jest ona stłumiona wewnętrznymi przymusami.

            Starszy syn z przypowieści Jezusa jest typem człowieka, który kształtuje swoje życie przez przymus i wewnętrzne ograniczenia. W swoim życiu czuł się bardziej najemnikiem niż kochanym dzieckiem. Skupiony na sobie nie potrafi doświadczyć tego, co było w zasięgu jego ręki. Nie potrafi rozpoznać miłującego ojca, a to sprawia, że nie jest w stanie doświadczyć prawdy, że jest kochany, nie potrafi odwzajemnić miłość.

            A przecież obraz młodszego syna w ramionach ojca, mówi nam, że wystarczy pozwolić się pokochać! Wydawać by się mogło, że ta postawa przychodzi nam najłatwiej. Potrzeba miłości jest w nas przecież taka silna. Nic bardziej mylnego! Choć wszyscy wiemy, że Bóg jest Miłością, że jest Bogiem żywym, działającym w świecie, często nie potrafimy przełożyć tej wiedzy na doświadczenie obecności kochającego Boga w naszym własnym życiu.

            Konieczne jest na tym etapie uzdrowienie na poziomie serca. Istnieją osoby, które bez jakiejkolwiek winy z ich strony, być może na skutek problemów i zranień z okresu dzieciństwa, nie potrafią wchodzić w głębsze relacje uczuciowe. Boją się zranienia po raz drugi. Zachowują dystans.

            Innym razem są to osoby, które, owszem nawiązują relacje, ale do pewnego stopnia, do momentu, aż poczują się zakłopotani uczuciami. Nie potrafią lub boją się głębszej więzi emocjonalnej. Ta sama postawa blokady uczuciowej pojawia się i uaktywnia w relacji do Boga i do samego siebie. Osobie takiej trudno doświadczyć i przyjąć Bożą miłość.

            Dlaczego tak się dzieje? Starszy syn usiłuje na miłość zapracować. Często na tym skupiamy swą uwagę i na swym nienagannym zachowaniu i na obrazie samych siebie. I nie dostrzegamy już gestów miłości, jakie inni kierują pod naszym adresem. Jak długo pozostajemy skupieni na sobie, tak długo zamykamy się na doświadczenie miłości, która – jak się okazuje – jest bardzo blisko nas! Nie zauważamy, że żyjemy pod jednym dachem z osobami, dla których wiele znaczymy.

            Starszy syn z omawianej przypowieści Jezusa jest typowym tego przykładem. Długie lata żyje pod jednym dachem z ojcem, który codziennie daje mu dowody swojej miłości, a mimo to nie dostrzega, że wszystko, co jest ojca, do niego należy: że ojciec obdarzył go wieloma łaskami i talentami, których jakby ich nie dostrzega i nie potrafi się cieszyć ich wartością. Nie widzi, bo zbyt mocno zajęty jest sobą. Pracuje, poświęca się, służy, ale tak naprawdę zamknięty jest w małym świecie niezadowolonego z siebie własnego „ja”.

            Opowiadając o starszym bracie, Jezus opowiada o tych wszystkich osobach, które wiele życiowej energii wkładają w troskę o to, żeby zapracować sobie na dobrą opinię innych, ale pozostają nieufni na okazywaną im ludzką i Bożą miłość. Stosunek do Boga budują na bazie obaw i strachu przed surowym (w ich mniemaniu) i wymagającym ojcem. Takiemu zachowaniu zawsze towarzyszyć będzie niezadowolenie i rozczarowanie.

Wyjście z tej sytuacji będzie ofiarowywanie sobie więcej czasu na kontemplację i adorację Boga, na przenikanie i nasycanie się Jego miłością. Z czasem odkryjemy serce Ojca, w którym poczujemy się umiłowani i zaproszeni do miłowania. Doświadczymy wtedy głęboko słów Ojca: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy.” Jego słowo dotrze do naszego wnętrza. Nasyci nasze głębokie pragnienie bycia kochanym, docenionym, wartościowym w oczach samego Boga. Stworzy to radość i energię potrzebną do dzielenia się otrzymaną właśnie miłością.

            Bóg Ojciec, kieruje do nas słowa pełne przemieniającej mocy, które nas uzdrawiają. Ale Bóg Ojciec potrzebuje jednocześnie naszych serc i rąk. Potrzebuje, abyśmy stawali się dla innych duchowymi ojcami i matkami. Bóg, który ochrania każdą duchową sierotę i zwraca się do nas słowami Pisma Świętego: „Bądź ojcem dla sierot” (Syr4,10).
Otwierajmy się zatem na łaskę stawania się ojcami i matkami dla innych. Nie chodzi nawet o dawanie mądrych rad, ale raczej o czystą i bezinteresowną obecność przy potrzebującej osobie. Na tym przecież w gruncie rzeczy polega miłość.