VII. Adoracja – etap oschłości

Ostatnio mówiliśmy o potrzebie znajomości trzech kolejnych etapów modlitwy adoracyjnej. Bez tej świadomości możemy zatrzymać się w rozwoju i zniechęcić. Na początkowym pierwszym etapie dużo z Jezusem rozmawiamy, mówiąc Mu o sobie. To samo w sobie jest dobre, ale Jezus pragnie dla nas czegoś większego. Dlatego wprowadza nas w drugi etap, który charakteryzować się będzie wyciszeniem rozmów, ponieważ odczujemy, że powiedzieliśmy wszystko co trzeba było. Ale tutaj, ku naszemu zaskoczeniu zacznie się najtrudniejszy moment na drodze rozwoju adoracji. Oto wejdziemy w oschłość i natręctwo pustych, jałowych myśli. Tutaj najwięcej osób wycofuje się, bo nie wie, że to sam Pan wprowadził je w etap „przejścia”, wiodący do etapu trzeciego – modlitwy prawdziwie duchowej. Zanim jednak ona przyjdzie, czas posuchy trzeba będzie odważnie przetrwać.

            Trzeba nam zatem zatrzymać się dłużej na tym trudnym przejściowym etapie, żeby nie dać się zniechęcić. To zniechęcenie płynie ze świadomości, że skoro kończą się słowa na modlitwie, to znaczy, że ten kontakt z Panem się psuje i wobec tego lepiej dać sobie spokój. Dlatego stwierdzamy wyraźnie: kiedy wydaje się nam, że kontakt się psuje, kiedy ogarnia nas poczucie jałowości, to dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa bliskość z Panem. Dzieje się tak dlatego, że tę pustkę w nas tworzy sam Pan, który chce stworzyć w nas jak najwięcej miejsca dla siebie, o ile Mu na to pozwolimy.

            W tym momencie najważniejsze jest umieć zachować bierność i wytrwać. W powszechnym nauczaniu rzadko mówi się o potrzebie zachowania bierności. Raczej zwraca się uwagę na potrzebie wysiłku i naszej osobistej aktywności. Tymczasem tutaj, na tym etapie życia duchowego, trzeba się zatrzymać, czekać i pozwolić działać Bogu, nie nam. Nie martwić się, że nic już nie możemy powiedzieć, gdyż jest to właśnie szansa na wejście z czasem w prawdziwie duchową modlitwę. Ale zachowanie bierności na modlitwie, czyli „nic nie robienie” jest dla nas czymś trudnym,. ponieważ do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do aktywności.

            Pojawiająca się na modlitwie oschłość drugiego etapu i związane z nim cierpienie jest znakiem wprowadzania na przez Pana ku kolejnemu nawróceniu. Polega ono na zaakceptowaniu swego ubóstwa i tego, że w relacji z Bogiem mamy nauczyć się przede wszystkim brać, biernie przyjmować. Łatwo to powiedzieć, trudniej wykonać. Trudne jest to zwłaszcza dla ludzi, którzy ucierpieli w dzieciństwie od zbyt surowych i kontrolujących ich zachowanie rodziców i stali się perfekcjonistami. Teraz oni sami często nadmiernie kontrolują siebie, a czasami innych i mają przymus dawania po to, żeby być w porządku. Zostali tak mocno zranieni, może jeszcze przed swym narodzeniem, że ich poczucie własnej wartości wymaga ciągłego ratowania innych przez poświęcanie się i dawania. I ten sposób zachowania przenoszą na relacje z Bogiem. A chwila, w której muszą przyznać, że nie mogą nic dać jest w nich dotknięciem najgłębszej rany. Tymczasem Bóg chce ich kochać nie za coś, ale bezinteresownie, chce, żeby pozwolili się kochać za nic.

            Trzeba zatem przyjąć to nawrócenie przez oschłość, w której nie jesteśmy w stanie dać Bogu czegokolwiek. Jedyne co mamy zrobić, to zgodzić się przyjmować, pozwolić się kochać w całym naszym ubóstwie, którego nie da się już dłużej ukrywać, kiedy przeżywamy utrapienie. Podobnie jak w przypadku Samarytanki, która spotkała Jezusa przy studni, wszystkie nasze krętactwa wyjdą wtedy na jaw. A jednak to ona pierwsza otrzymała objawienie, co było niezwykłym wyróżnieniem. To do niej Jezus powie: „Jestem Nim (czyli Bogiem) Ja, który z tobą mówię (J4,25- 26)”. A za Samarytanką Boże objawienie (w postaci żywego kontaktu) dotknie i nas. Bo wiernie trwając w oschłości na drugim etapie, otrzymamy któregoś dnia zaproszenie do trzeciego etapu, do daru modlitwy odpocznienia. Zaczniemy wtedy odczuwać Jezusa w sercu, a nie tylko rozumowo. Po okresie oczyszczenia, tak bardzo męczącym, przyjdzie czas odpoczynku; woda modlitwy zaczynie wreszcie sama w nas płynąć. Spełnią się wówczas słowa powiedziane przez Jezusa do Samarytanki: „Woda, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu (J.4,14)”.